Tęsknota Boga za człowiekiem jest tak wielka, że prosi o pośpiech. On już jest gotowy, by dać mi nowe życie: swoją miłość, jedyną, jaka może zaspokoić na głód mego serca, uwolnienie od tego, co mnie ściąga w dół i przytłacza, prawdziwy sens i trwały cel życia, które nie kończy się na cmentarzu. On w swojej gorliwej trosce o mnie, już nie może się doczekać wzajemnej bliskości…
A ja? Czy będę zwlekać? Może – póki co - wydaje mi się, że mam pilniejsze sprawy… Albo, że zasadzie to z widzenia się już znamy, więc po co ten pośpiech…
Bliskość z Jezusem, to coś zasadniczo innego od znajomości na odległość, czy nawet fizycznej obecności na niedzielnej mszy… On ma dla mnie nową jakość wzajemnej relacji… Czy odłożę wszystko i odpowiem Mu: Ok, zaryzykuję, daję Ci szansę! I posłucham, co ma dziś dla mnie…?