Wydrukuj tę stronę
sobota, 18 maj 2019 13:35

Około 6 lat temu wraz z obecnym mężem podjęliśmy decyzję o współżyciu... Wyróżniony

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Około 6 lat temu wraz z obecnym mężem podjęliśmy decyzję o współżyciu (dla nas obojga był to pierwszy raz). Jako nastolatkowie było dla nas coś niesamowitego, a jednocześnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że niszczymy siebie poprzez współżycie przed ślubem oraz antykoncepcję.
Trwało to około 2 lat, po czym zaczęły się kłótnie. Zaczęło mi przeszkadzać to, że nie mogę iść do komunii, albo że idąc do spowiedzi wątpię, czy ma to sens, skoro znowu popełnię ten grzech. Postanowiłam wziąć sprawę jasno. Zaczęłam rozmawiać z chłopkiem, czy myśli o nas poważnie. On odparł, że tak, więc delikatnie dałam mu do zrozumienia, że jestem gotowa na następny krok. Po około 4 miesiącach zaręczyliśmy się i zaczęliśmy planować ślub, który odbył się po 2 latach. Wierzyłam, że po ślubie nasz problem z grzechem nieczystości się skończy. Niestety nie. Zmuszeni byliśmy nie otwierać się na nowe życie przez podróż poślubną. Tak też zrobiliśmy, ale gdy wróciliśmy zaczęliśmy starania o upragnione dziecko. Trwało to około 5 miesięcy. Trochę się tym denerwowałam, że mam problem żeby zajść w ciążę, a do głowy przechodziły różne myśli. Nawet takie, że to kara od Pana Boga za współżycie przed ślubem. Jednak w końcu się udało. Cieszyliśmy się bardzo z tego powodu. Jednak to nie trwało długo, ponieważ po 2 tygodniach poroniłam. Po tym nic nie było, jak przedtem. Oboje zaczęliśmy się kłócić. Pojawiła się w naszym małżeństwie złość, gniew oraz cierpienie. Nie potrafiliśmy się dogadać. Mąż uciekał w pracę, a ja siedząc sama w domu, wariowałam i uciekałam codziennie wieczorem w alkohol. Pewnego dnia po kolejnych kłótniach zrozumiałam, że nie mogę się załamywać, że muszę żyć na nowo, bo inaczej moje małżeństwo ucierpi. W między czasie na mojej drodze pojawił się niesamowity człowiek. Ksiądz z darem od Boga, który widział twoje ciało od środka. Szybko dowiedziałam się, że moje poronienie wynikało z postępującej miażdżycy, a za czym szły inne rzeczy, takie jak zmęczenie, brak koncentracji, zapominanie czy kłopoty z wagą. W związku z tym przez 2 miesiące musiałam oczyścić organizm przez jedzenie surowych warzyw do południa. 3 miesiąca natomiast doszła kolacja i tydzień na samych warzywach. To była męka. Zadawałam sobie pytanie czemu tylko ja taki mam problem. Tym bardziej w wieku 21 lat. Zaczęłam chodzić przygnębiona tym, że muszę tyle wycierpieć, żeby tylko zajść w ciąże. Pewnego dnia powiedziałam sobie koniec. Skoro nie mogę zajść po prostu trzeba czasu. Kupiliśmy sobie motor, który był marzeniem męża oraz zarezerwowaliśmy na rocznicę ślubu wakacje w górach. Każdego wieczora zaczęłam się modlić do Boga. Rozmawiać z Nim, jak z przyjacielem.
Nadszedł lipiec. Oboje z mężem zaczęliśmy czuć swoją bliskość, tak jak kiedyś. Nie kochaliśmy się na siłę, byle spłodzić dziecko. Daliśmy spokój. W końcu doczekaliśmy się sierpnia, a w nim wesela koleżanki, a po nim naszego urlopu. Jechaliśmy, wypoczęliśmy, pozwiedzaliśmy. W czasie spaceru weszliśmy do zabytkowego kościoła. Mąż usiadł, pomodlił się tak jak zwykle to robił. Ze mną było inaczej. Znowu wróciło to pragnienie, ta myśl. Zaczęłam się modlić z serca i pomyślałam tylko, że jeśli Bóg naprawdę ma wobec mnie taki plan, że będę matka to będę. Prędzej lub później. Nie bez przyczyny wystąpiło u mnie to poronienie. Może Pan Bóg przez to chciał mi coś pokazać i żebym Jego przez to cierpienie odnalazła. Wróciliśmy do naszej rodzinnej miejscowości po tygodniu. Prosto na naszą mszę z okazji 1-ej rocznicy ślubu. Po tych wydarzeniach rozchorowałam się i trafiłam do szpitala. Po rozmowie z lekarzem coś mnie podkusiło, żeby zapytać, co jeśli jestem w ciąży. Kazano zrobić mi badanie krwi, więc pojechałam na drugi dzień. Po obiedzie, jadąc odebrać wynik, nie nastawiałam się, że wynik będzie dodatni. Idąc po niego zaczęłam modlić się słowami: Jezu Ufam Tobie. Odebrałam go, ale odczytałam dopiero na zewnątrz szpitala. Zerkając miałam w myślach - nie nastawiaj się tylko. Masz, jak zawsze, nadzieję, a wyjdzie jak zawsze. Kiedy zerknęłam na wynik nie mogłam uwierzyć. Tym bardziej, że wskazywał ciążę, która miała 3 tygodnie. Nie mogłam dojść do siebie. Od razu pojechałam do sklepu kupić małe skarpetki, a następnie do męża, który akurat pracował blisko szpitala. Zdziwił się, że przyjechałam. Ja natomiast widząc jego rozpłakałam się i pokazałam mu skarpetki. Ucieszył się ogromnie, a ja natomiast zamiast się cieszyć bałam się. Bałam się, że skończy się jak ostatnio. Całą ciążę pilnowałam się, jeździłam do księdza, który się za nas modlił. Wszystko było ok, do czasu kiedy lekarz stwierdził, że istnieje ryzyko porodu przedwczesnego. Załamałam się. Nie wiedziałam co robić. Bałam się, że nie donoszę ciąży. Jeździłam na kontrole co tydzień, żeby stwierdzić czy będzie potrzebny zabieg. Cały czas musiałam uważać na siebie. Zero chodzenia, stresu, jakiegokolwiek wysiłku. Kiedy minął upragniony 35 tydzień odetchnęłam. Przede mną zostało tylko jedno - szczęśliwie urodzić. Poród zaczął się 2 tygodnie przed terminem. Obyło się bez komplikacji. Dziś mamy piękną zdrową córeczkę, którą wierzę bardzo mocno, że mamy dzięki miłosierdziu naszego Pana. Dziękujemy Tobie Boże za tak wspaniały dar! Modlitwa czyni cuda. Niech inni, którzy to czytają, uwierzą że wystarczy wierzyć i zaufać Panu, a On z miłości do nas wysłucha naszych próśb. DLA NIEGO NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH. Dorota
Czytany 1730 razy
Joanna Mrozik

Najnowsze od Joanna Mrozik