Mk 9, 2 - 10

27 luty 2021
Mk 9, 2 - 10
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.
 
Ta próba zagadnięcia Piotra do Jezusa przypomina mi wiele ważnych w moim życiu sytuacji, z którymi należałoby pójść do Jezusa, a ja zamiast o tym Mu mówić, to przychodziłam z informacjami o pogodzie. Czasem jest to kwestia strachu właśnie, by nie usłyszeć tego, czego usłyszeć się wcale nie chce. Innym razem zwykłe ludzkie lenistwo. I nie chodzi o to, że przed Jezusem trzeba silić się na jakieś wielkie słowa, ale łatwiej przecież nie dotknąć tego, co boli, bo może "samo minie" i "jakoś to będzie", "się ułoży...". Jak pokazuje dzisiejsza Ewangelia - Jezusa jednak nie da się wyprowadzić w pole miłą gadką. On zna serce człowieka. Nie gubi się. Wie, co jest ważne i do tego prowadzi tych, którzy chcą Go słuchać, pomimo niezrozumienia i przeszkód, wiernie.

Top